wtorek, 20 lutego 2018

Na co komu zgrupowanie?



Połowa lutego, a twoi znajomi ścigają się na facebooku, kto zrobił więcej kilometrów w pełnym słońcu. Calpe, Majorka, Kanary - liczba kolarzy-amatorów, którzy decydują się na wyjazd w jedno z tych miejsc z każdym rokiem wydaje się rosnąć. Celem jest oczywiście przygotowanie jak najlepszej nogi na ściganie w nowym sezonie. Ale czy rzeczywiście potrzebne do tego jest zgrupowanie?

Odpowiedź oczywiście brzmi – nie. Jeśli nawet Bartek Wawak z Kross Racing Team w ubiegłorocznym wywiadzie dla xouted.com stwierdził, że zimą zostaje w kraju i formę na sezon szykuje w Krakowie, to znaczy, że można. Pewnie nieco trudniej będzie osobom mieszkającym w mniej górzystych rejonach kraju, ale w zdecydowanej większości przypadków można – mając do dyspozycji trenażer, rower zimowy oraz szosę i lepszego górala na cieplejsze dni – przygotować formę na sezon nie ruszając się z domu. W przenośni, rzecz jasna. 


Po co więc jechać na zagraniczne zgrupowanie? Trzeba wydać pieniądze, wykorzystać kilka dni z urlopu, a jeśli nie decydujecie się na jakiś zorganizowany wyjazd, to jeszcze wszystko zaplanować. Ale warto. 

Po pierwsze – pogoda. Może i zimy w Polsce nie są najostrzejsze, ale każdy woli jeździć w 15 czy nawet 20 stopniach Celsjusza. Jak to się mówi – „słońce wyżej, ząbek niżej”. Mniej warstw na sobie, noga lżej pracuje, a koledzy w Polsce poubierani w bluzy i kominiarki mogą wam zazdrościć. 

Będąc na rowerowym urlopie kilka tysięcy kilometrów od domu zapomnicie o pracy i codziennych problemach. Nikt nie przeszkodzi wam w przygotowaniach do treningu, jeździe czy też w regenerowaniu się wieczorem. Niczym profesjonalny kolarz wstaniecie rano, wyjdziecie na rower, a po kilku godzinach będziecie mogli w spokoju odpocząć i dłużej pospać. I tak przez kilka dni z rzędu. Właśnie ten komfort psychiczny będzie czymś, czego w domu na pewno nie osiągnięcie. 

Jeśli na zgrupowanie pojedziecie w grupie, to ten okres będzie też okazją do wymiany doświadczeń na temat treningu czy zawodów, na co często nie ma czasu. Ci mniej doświadczeni podpatrzą, jak jeżdżą i przygotowują się lepsi od nich. Jeśli ktoś ma braki w wiedzy stricte sprzętowej – tu będzie miał czas, aby pod okiem kogoś lepiej obeznanego podłubać przy rowerze. 

W domu kilka razy w tygodni stajemy przed podobnym pytaniem – jedziemy na Brzozę czy Łochowo? Niemal codziennie te same trasy, te same dziury, zakręty i wzniesienia. Na zgrupowaniu poznacie nowe drogi, a przy okazji zobaczycie kawałek świata. Najczęściej – górzysty kawałek świata. To przyda się zwłaszcza mieszkańcom wielkopolskich, pomorskich czy mazowieckich równin.
Obecnie zgrupowania organizują profesjonalne firmy, a wybranie się na własną rękę też nie jest problemem. Warto więc wykorzystać okazję i jechać. Przez kilka dni poczujecie się jak prawdziwi kolarze, a owoce dobrego wyjazdu będziecie zbierać przez cały rok.  Aż do następnego zgrupowania. Bo na jednym nie skończycie.