Połowa lutego, a twoi znajomi ścigają się na facebooku, kto
zrobił więcej kilometrów w pełnym słońcu. Calpe, Majorka, Kanary - liczba
kolarzy-amatorów, którzy decydują się na wyjazd w jedno z tych miejsc z każdym
rokiem wydaje się rosnąć. Celem jest oczywiście przygotowanie jak najlepszej nogi
na ściganie w nowym sezonie. Ale czy rzeczywiście potrzebne do tego jest zgrupowanie?
Odpowiedź oczywiście brzmi – nie. Jeśli nawet Bartek Wawak z
Kross Racing Team w ubiegłorocznym wywiadzie dla xouted.com stwierdził, że zimą
zostaje w kraju i formę na sezon szykuje w Krakowie, to znaczy, że można.
Pewnie nieco trudniej będzie osobom mieszkającym w mniej górzystych rejonach
kraju, ale w zdecydowanej większości przypadków można – mając do dyspozycji
trenażer, rower zimowy oraz szosę i lepszego górala na cieplejsze dni –
przygotować formę na sezon nie ruszając się z domu. W przenośni, rzecz jasna.
Po co więc jechać na zagraniczne zgrupowanie? Trzeba wydać
pieniądze, wykorzystać kilka dni z urlopu, a jeśli nie decydujecie się na jakiś
zorganizowany wyjazd, to jeszcze wszystko zaplanować. Ale warto.
Po pierwsze – pogoda. Może i zimy w Polsce nie są najostrzejsze,
ale każdy woli jeździć w 15 czy nawet 20 stopniach Celsjusza. Jak to się mówi – „słońce wyżej,
ząbek niżej”. Mniej warstw na sobie, noga lżej pracuje, a koledzy w Polsce
poubierani w bluzy i kominiarki mogą wam zazdrościć.
Będąc na rowerowym urlopie kilka tysięcy kilometrów od domu
zapomnicie o pracy i codziennych problemach. Nikt nie przeszkodzi wam w
przygotowaniach do treningu, jeździe czy też w regenerowaniu się wieczorem.
Niczym profesjonalny kolarz wstaniecie rano, wyjdziecie na rower, a po kilku
godzinach będziecie mogli w spokoju odpocząć i dłużej pospać. I tak przez kilka
dni z rzędu. Właśnie ten komfort psychiczny będzie czymś, czego w domu na pewno
nie osiągnięcie.
Jeśli na zgrupowanie pojedziecie w grupie, to ten okres
będzie też okazją do wymiany doświadczeń na temat treningu czy zawodów, na co
często nie ma czasu. Ci mniej doświadczeni podpatrzą, jak jeżdżą i przygotowują
się lepsi od nich. Jeśli ktoś ma braki w wiedzy stricte sprzętowej – tu będzie miał
czas, aby pod okiem kogoś lepiej obeznanego podłubać przy rowerze.
W domu kilka razy w tygodni stajemy przed podobnym pytaniem – jedziemy
na Brzozę czy Łochowo? Niemal codziennie te same trasy, te same dziury, zakręty
i wzniesienia. Na zgrupowaniu poznacie nowe drogi, a przy okazji zobaczycie
kawałek świata. Najczęściej – górzysty kawałek świata. To przyda się zwłaszcza mieszkańcom
wielkopolskich, pomorskich czy mazowieckich równin.
Obecnie zgrupowania organizują profesjonalne firmy, a
wybranie się na własną rękę też nie jest problemem. Warto więc wykorzystać okazję i jechać. Przez
kilka dni poczujecie się jak prawdziwi kolarze, a owoce dobrego wyjazdu
będziecie zbierać przez cały rok. Aż do następnego zgrupowania. Bo na jednym nie skończycie.