czwartek, 26 kwietnia 2018

Pierwsze spotkanie z Grand Prix Kaczmarek Electric MTB

Pierwszy w tym sezonie maraton w ramach Grand Prix Kaczmarek Electric MTB był zarazem pierwszym dla naszego teamu startem w tym cyklu. Co szczególnie zapamiętaliśmy?


Kalendarz startów w tym roku mamy tak ułożony, że z sobotnich Bike Maratonów jeździć będziemy na Kaczmarka lub na Bike Atelier. Skoro już i tak jedziemy przez całą Polską, to warto w drodze powrotnej poznać nowe trasy i sprawdzić formę w dobrze obsadzonych imprezach. Właśnie obsada pozytywnie nastawiła nas do cyklu, który zainaugurowany został w Rydzynie. Na Kaczmarka przyjeżdżają najlepsze polskie teamy, a na ubiegłorocznej liście startowej dystansu mega, który interesował Jacka i Sebastiana, kilkadziesiąt osób, z którymi mieliśmy okazję spotkać się już na różnych zawodach.

Przed startem napisaliśmy do organizatorów wniosek o przyznanie sektorów i nawet pozytywnie się zaskoczyliśmy - chłopacy trafili do pierwszego sektora mega, a Gosia do drugiego sektora mini.

W Rydzynie byliśmy na nieco ponad dwie godziny przed startem wyścigu. Miasteczko zawodów zlokalizowane było w ładnej okolicy zamku, z czasem zrobił się tłok, ale miejsc parkingowych nie zabrakło. W biurze zawodów wydzielonych było kilka stoisk, dzięki czemu odbiór numerów przebiegł sprawnie, a w pakiecie startowym oprócz ulotek były m.in. koszulka t-shirt, pastylki dextro energy i risotto lub kaszotto.

Z sektora zerowego startowała elita, następnie były sektory dla dystansów mega i giga, a potem dla mini. Miejsca nie było w nich przesadnie dużo, więc ci, którzy pojawili się przy starcie na 20 minut przed godziną 11 musieli za barierkami czekać aż sektor przesunie się pod linię startu. Start - jak tłumaczył organizator, nie z jego winy - opóźnił się o jakieś 20 minut.

Trasa była oznaczona bardzo dobrze. Pierwsze piętnaście kilometrów prowadziło szerokimi, płaskimi drogami, więc Jacek i Sebastian jechali w kilkudziesięcioosobowej pierwszej grupie. Już w samej końcówce tej grupowej jazdy okazało się, że przy przecięciu z asfaltową drogą ustawione są metalowe barierki (Po co i dlaczego? Nie wiadomo). Wywołało to popłoch w grupie, nagłe hamowanie, opieranie się o siebie i niestety dla Sebastiana zakończyło się w zasadzie niezawinionym upadkiem. 

Później dystanse mega i giga wjechały w bogaty w single las. Trasa była bardzo ciekawa i obfitowała w wiele sekcji zjazd-podjazd, na których trzeba było mocno pracować manetką. Nie brakowało też technicznych odcinków, na których dzięki dobremu prowadzeniu roweru, balansowaniu ciałem i unikaniu hamowania można było wiele zyskać, a w przypadku braku takich umiejętności - wiele stracić. W pewnym momencie wjechaliśmy też w trasę ze skoczniami dla nieco innej odmiany kolarstwa, ale wszystkie sztuczne przeszkody można było omijać. Końcówka trasy to ponownie szerokie szutry

Fragment singlowo-techniczny liczył łącznie jakieś 30 kilometrów, a cała trasa 55 i na pewno była bardzo mocną stroną tego maratonu. Pozostaje więc tylko żałować, że sportowo kompletnie nam nie wyszło.  Sebastian po upadku musiał odrabiać miejsca, potem jeszcze dwa razy spadł mu łańcuch, co w jego przypadku poskutkowało ogromnym problemem ze złapaniem rytmu jazdy. Dwa razy przestrzelił zakręty w miejscach, gdzie akurat zerwane zostały szarfy i skończyło się na odległej, 70. pozycji. Jacek jechał w trzeciej dziesiątce, ale wtedy zawiodła linka przerzutki i pozostały mu najcięższe przełożenia. Co mógł to jechał, a resztę wbiegał. Do awarii doszło ok. 25 kilometra, więc taki duathlon skutkował setną lokatą. Gosia była 21 wśród pań i 10 w K4.  W jej przypadku, na dystansie mini, trasa była bardzo szybka i decydowały sekundy.

Po wjechaniu na metę każdy otrzymywał ładnie wykonany medal z solidnie przypiętym bonem na jedzenie - pomysłowo, bo w ten sposób nie zapomnimy, gdzie przed startem włożyliśmy kupon. Organizatorom należy się też plus za organizację bufetów - woda w odkręconej butelce jest dużo wygodniejsza niż napój w plastikowym kubeczku, który trudno przechwycić albo od razu się gniecie. Na mecie czekał porządny asortyment bananów, pomarańczy i wody. Postartowego posiłku nie jedliśmy, więc w tym przypadku się nie wypowiemy.

Drugi etap odbędzie się 13 maja w Sulechowie. My tam przyjedziemy z Bike Maratonu w Polanicy Zdrój.  Co prawda straciliśmy dobre sektory, ale edycja w Rydzynie pozostawiła na tyle dobre wrażenia, że ze startów w Kaczmarku nie rezygnujemy. No i po debiucie mamy z tym cyklem rachunki do wyrównania.