czwartek, 12 kwietnia 2018

Początek sezonu za nami. Jakie wrażenia?

Za nami pierwsze dwa wyścigi w sezonie. Efekt - jedno miejsce na podium open i trzy w kategoriach.

Pierwszy nasz start miał miejsce w Górznie (k. Brodnicy) w drugim tamtejszym maratonie MTB. Sebastian i Jacek wystartowali na dłuższym dystansie, który miał liczyć 50 km, ale okazało się, że podobnie jak przed rokiem trasa ma 40 km. Nasi zawodnicy mieli na starcie ustawić się w pierwszej linii, co nie do końca się udało i pierwszych kilkaset metrów musieli poświęcić na przebijanie się do przodu. Początek w Górznie jest dosyć charakterystyczny, bo niemal od razu wjeżdża się na szutrowy podjazd, który skutecznie rozdziela zawodników.

Jacek długo nie najechał się z przodu, bo na jednym z zakrętów, gdzie po wcześniejszych opadach pozostały kałuże i lód, nie opanował roweru i zanotował delikatny upadek. Trochę cennego czasu uciekło. Po kilku minutach dojechał do Sebastiana, chwilę jechali razem w kilkuosobowej grupie, po czym Seba puścił koło. Okazało się to... szczęśliwym zdarzeniem, bo w dalszej części pierwszego okrążenia Jacek ze swoją grupą, goniąc kilku zawodników jadących przed nim, kierował się za nimi, a nie patrząc na strzałki i w pewnym momencie wszyscy znaleźli się za trasą. 



Drugie okrążenie Jacek poświęcił na odrabianie strat, a Sebastian - czego nie wiedział - jechał na piątym miejscu. Tak też zameldował się na mecie. Jackowi starczyło trasy na dojechanie do 21. miejsca. 

Oznakowanie na maratonie w Górznie nie było złe, ale kilka dodatkowych taśm zamykających możliwość pomylenia trasy na pewno by nie zaszkodziło. Czasem w ferworze walki strzałka to za mało.

Gosia pojechała na dystansie 20 kilometrów. Interwałowa trasa - w Górznie nie brakuje wydłużonych podjazdów i zjazdów - na pewno jej odpowiadała i uplasowała się na czwartym miejscu wśród siedemnastu pań (2 w kategorii wiekowej), do tego wyprzedzając jeszcze około 30 panów. 

********

Weekend wielkanocny poświęciliśmy na doszlifowanie formy, choć w tym roku pogoda nie pozwoliła wykorzystać dłuższego wolnego na wielogodzinne treningi. 8 kwietnia zaś wybraliśmy się do Rajkowic, aby pierwszy raz wystartować w Pelplińskim Maratonie MTB. Nie bardzo wiedzieliśmy, czego można spodziewać się po tamtejszej trasie, ale nie zawiedliśmy się. Na 20-kilometrowej pętli były i wydłużone, i sztywne podjazdy, singiel, na którym łatwo wychodziły braki techniczne i odcinki utrudnione przez znaczną ilość błota. Tym razem Jacek i Sebastian ustawili się wysoko na starcie i szybko znaleźli się w czołówce. Najpierw tempo nadawał Norbert Łysiak, następnie Jacek, później na czoło wyjechał faworyt Arkadiusz Petka, a następnie znowu Jacek. W sekcji błotnej stawka się rozjechała. Kolejne kilometry Jacek pokonywał samotnie, a Sebastian z Arturem Smolińskim. Ten w pewnym momencie przeskoczył do Jacka, a Sebastiana dogoniła kilkuosobowa  grupa. Współpraca w niej układała się całkiem nieźle, choć tempo nie pozwalało na zbliżenie się do zawodników jadących na wyższych pozycjach.

W dalszej części zawodów awarię sprzętu zanotował Arkadiusz Petka. Jacek wjechał na metę na drugim miejscu open, a Sebastian na ósmym, finiszując jako trzeci w swojej grupie. Tym razem na długim dystansie wystartowała Gosia, która była piąta wśród pań i druga w kategorii. 



Zawody w Pelplinie zapamiętamy więc bardzo pozytywnie, choć o jednej rzeczy należy wspomnieć.  Jako pierwszy wystartował dystans mini, a po 10 minutach maxi. Efekt był taki, że przez całe pierwsze okrążenie czołówka z dłuższego dystansu musiała mijać zawodników z krótszego, co zwłaszcza w sekcjach błotnych czy na singlach mogło mieć wpływ na rywalizację.

Teraz przed nami bardzo wymagający weekend w innej części kraju: w sobotę Bike Maraton w Miękini (pierwszy raz obstawimy wszystkie trzy dystanse), a w niedzielę GP Kaczmarek Electric w Rydzynie. W drugim z wymienionych cykli wystartujemy po raz pierwszy i jeśli będzie dobrze - to na pewno nie po raz ostatni w tym sezonie.

fot. własne/mat. organizatora