piątek, 1 czerwca 2018

Bike Maraton w Zdzieszowicach, czyli podjazd z książki

W minioną sobotę wystartowaliśmy w Bike Maratonie w Zdzieszowicach. Jedna z szybszych tras najpopularniejszego cyklu imprez mtb była wymagająca przede wszystkim pod kątem fizycznym, ale nie zabrakło na niej kilku trudności technicznych.


Sebastian - 56 open, 15 M2 (mega)
Z maratonem w Zdzieszowicach wiązałem duże nadzieje, bo niezbyt wymagająca technicznie trasa miała pozwolić mi na osiągniecie lepszego wyniku niż w górach. Początek pod Górę św. Anny mi odpowiadał, a tempo drugiego sektora nie było mega mocne, więc starałem się utrzymać w miarę wysoko, a zarazem zostawiać sobie w razie czego trochę miejsca, bo w dużej grupie często dochodziło do spięć. Po kilku kilometrach podjazdu trochę docisnąłem, akurat chwilę przed szutrową ścianką. Tam jeszcze przeżyłem, ale odbiło się to na następnych kilometrach, gdzie było trochę singli, krótkich podjazdów i zjazdów, schody oraz na koniec niewielkie kamienie. Tam już noga nie pracowała tak dobrze, ale udało się utrzymać niezłą pozycję. Po rozjeździe o dziwo trasa zrobiła się dużo mniej wymagająca technicznie. Wyjątkowo to właśnie wspólny fragment z mini zawierał trudności, a dalsza część na mega to była raczej siłowa jazda szerokimi prostymi. Około 30 kilometra zawiązaliśmy czteroosobową grupę i widząc, że  zarówno przed nami, jak i za nami, są większe grupy, postanowiłem zainicjować dojazd do tych kilkunastu osób przed nami. Po kilku mocnych kilometrach, które obejmowały między innymi jazdę trawą, udało się dojechać do tej grupy, w której byli lepsi zawodnicy z mojego sektora, a także kilku z pierwszego, m.in. wyjadacze dystansu giga jak Roman Badura czy Jan Zozuliński. Tak pokonaliśmy asfaltowy fragment i dojechaliśmy do podjazdów. Wiedząc, że za nami nikogo nie widać, a pozycja jest bardzo dobra starałem się jechać dość spokojnie i utrzymać tempo grupy. Wychodziło to do czasu, aż na jednym z podjazdów poczułem skurcze. Na chwilę musiałem odpuścić, ale wtedy jeszcze picie i magnez zadziałały.  Sytuacja powtórzyła się w końcówce, już po rozjeździe mega/giga. Wtedy już musiałem lekko pedałować i straciłem kilka pozycji. W końcu, żeby zapomnieć o bólu, zaczęło podśpiewywać i to okazało się skuteczne, bo chwilę przed metą skurcze puściły. 56. miejsce cieszy, bo mniej więcej takie mieliśmy założenia na ten sezon. W końcu udało się przejechać maraton bez żadnych problemów technicznych czy sprzętowych i chyba był to mój jak na razie najlepszy start w tym sezonie.

Jacek -  25 open, 4 M4 (mini)
Samo to, że człowiek stoi na starcie w czwartej linii pierwszego sektora, a przed sobą ma zawodników JBG czy Volkswagena powoduje, że noga daje z siebie więcej niż może. Starałem się po starcie jak najdłużej trzymać pierwszej dużej grupy i przez pierwsze 5 kilometrów podjazdu to się udało. Tempo pod Ankę było bardzo mocne. Na rozgrzewce wydawało się, że jedziemy dość szybko, ale okazało się, że można jechać znacznie, znacznie szybciej.  Po 7 kilometrach podjazdów był skręt w lewo i ściana po szutrze, taka, że uda zapłonęły na maksa. Potem troszeczkę  singli i raz w górę, raz w dół. Po ostatnim zderzeniu na szosie musiałem oszczędzać prawy bark i jechać troszkę asekuracyjnie. Na 15 kilometrze był zjazd po niedużych kamieniach. Tam nagle poczułem straszny ból i straciłem panowanie nad rowerem. Szybko wyhamowałem i myślałem, że to koniec jazdy. Udało się jednak zacisnąć zęby, zjechać powoli i ruszyć dalej. Natrafiłem jeszcze na zawodnika  z JBG, który miał problemy sprzętowe i kilku innych. Po rozjeździe zostałem sam, ale do końca starałem się jechać jak najmocniej. Ostatnie 1,5 kilometra poznaliśmy z Sebastianem na rozgrzewce, więc płynnie je przejechałem i wjechałem na matę. Wydawało mi się, że źle nie poszło, bo tłumów jeszcze nie było. Do podium w kategorii zabrakło kilkunastu sekund, ale czwarte miejsce i 25 open jest dla mnie dużym sukcesem. Zwłaszcza, że w Bike Maratonie stratuje wielu ludzi, którzy urodzili się w miejscach, gdzie po wyjściu z domu jest od razu albo pod górkę, albo z górki. Trenowania na Ance, o której tyle czytało się w Maratonie z blatu, mogę im tylko pozazdrościć.

Gosia - 44 open kobiet, 9 K4 (mini)
Na początek dnia była bardzo miła niespodzianka, bo dostałam od Sonko, partnera Bike Maratonu, prezent z okazji Dnia Mamy, czyli torbę pełną ich produktów. Trasa bardzo mi się podobała. Było kilka podjazdów, na których ja zawsze czuję się bardzo dobrze i zyskuję pozycje. Udało mi się też wszystko zjechać, na przykład po długich schodach i kamieniach, ani razu nie zeszłam.  Prędkość na zjazdach oczywiście wymaga poprawy, ale i tak się cieszę.

***
Warto dodać, że choć Jacek wyjątkowo jechał na krótkim dystansie, to i tak udało nam się zająć trzecie miejsce w klasyfikacji rodzinnej. Tak jak pisaliśmy w poprzednim poście, po jego wypadku na szosie zrezygnowaliśmy z niedzielnego startu w Brennej. Nasze najbliższe maratony to Grudziądz (10 czerwca) i Trąbki Wielkie (16 czerwca). A później ukoronowanie pierwszej części sezonu, czyli Ultra Bike Maraton w Szklarskiej Porębie.