sobota, 14 lipca 2018

Ultra Bike Maraton Szklarska Poręba




 
W zasadzie ten wpis nie potrzebuje zachęcającego tytułu. Skoro Bike Maraton, to wiadomo, że wyścig był wymagający i w porządnej obsadzie. Do tego Szklarska Poręba - jedna z najlepszych miejscówek w Polsce. No i jeszcze Ultra.


Sebastian Torzewski
Organizatorzy tak zachęcali do przyjazdu do Szklarskiej Poręby: "Kiedyś to były maratony - takie zdanie słyszy się na zawodach MTB często. [...] Mit pionierskich oraz ekstremalnych trudności (i długości) pierwszych polskich maratonów wciąż jest żywy i wciąż jeszcze w górskim peletonie są tacy, którzy to wszystko pamiętają, wspominając miejsca, sprzęt i tamtą atmosferę."

No ja nie pamiętam. W chyba najbardziej kultowej serii, czyli Powerade MTB Marathon Grzegorza Golonko, pojechałem dwa razy - nie dość, że w Murowanej Goślinie, to jeszcze jako dziecko, które nie odróżnia korby od kasety. Pierwszy prawdziwie górski maraton widziałem w 2011 roku, kiedy tata - zaczynając przygodę z tym sportem - spędził 6 godzin na 50-kilometrowej trasie w Krynicy Górskiej. Gdy on zaczynał rozumieć, że wytarte Racing Ralphy to nie jest dobra opcja na deszczowy maraton w górach, my z mamą kursowaliśmy między kwaterą a linią mety, oczekując aż przyjedzie. Dla mnie start w podobnym maratonie był wtedy prawdopodobny jak... No w ogóle nie był prawdopodobny. Tata przez kilka kolejnych dni też jakoś nie planował kolejnych.

Tak więc nie pamiętam tych mitycznych maratonów sprzed lat, ale pamiętam, jak rok temu wróciłem z Jeleniej Góry poobdzierany na każdej kończynie, a mój Stumpjumper zostawił w Karkonoszach trochę lakieru. Dlatego do Szklarskiej Poręby jechałem sprawdzić, co przez ten czas się nauczyłem. A  przy okazji po raz pierwszy na Bike Maratonie wystartować z I sektora, bo wcześniej w Zdzieszowicach udało mi się wyrobić niezły współczynnik. - Zobaczysz, jakie będzie tempo od startu - zapowiadał tata, który w tym naprawdę mocnym sektorze startuje co edycję. 

Ustawiliśmy się obok Zbigniewa Wyciska, który na krótkim dystansie należy do czołówki w kategorii M4. - Byliście w Jeleniej Gorze? No to tutaj jest trudniej - ostrzegł, a ja pomyślałem, że taktyka "Na podjeździe spokojnie, a na zjeździe jeszcze spokojniej" to dobry wybór. Gdy następnie powiedział, że większość trudności technicznych jest na mini ultra, to pomyśleliśmy o mamie, która kilka sektorów dalej oczekiwała na start, a dzień wcześniej nie była zbyt szczęśliwa, myśląc o technicznych zjazdach i kamieniach. 



Ruszyliśmy. Pierwsze metry pod górę przy wyciągu na Szrenicę. Tempo solidne, początkowo widziałem jeszcze tatę, ale gdy po skręcie w lewo był szutrowy zjazd, to podobnie jak inni zaczął mi odjeżdżać. Po kilku kilometrach, na których było szeroko, wjechaliśmy w pierwszy fragment po kamieniach. Tak naprawdę to inni wjechali, bo ja, widząc, że ktoś przede mną się zawahał, odruchowo wypinam się i potem idę z buta, bo nie mam jak wsiąść. 

Kolejne kilometry jadę spokojnie, tak jak w taktyce. Wyścig na 70 kilometrów, dużo technicznych zjazdów, więc nie ma się co podpalać. Zjeżdżam ostrożnie, stopniowo pokonując coraz dłuższe fragmenty. Po kilkunastu kilometrach łapię w końcu lepszy rytm jazdy. Na podjeździe zaskoczony mijam... mamę. Jej dystans mini ultra był tak poprowadzony, że w pewnym momencie się odłączył, a potem znowu z nami spotykał. Widzę, że próbuje zjeżdżać, aż w końcu schodzi z roweru i zaczyna zbiegać. Zamieniamy kilka słów i każdy kontynuuje swoją jazdę. 


W końcu na 22 kilometrze wjeżdżamy na szutrowy podjazd. Taki jak lubię. Szeroko, kilka procent przewyższenia, więc można wrzucić swoje tempo i równo jechać. Zaczynam odjeżdżać swojej grupie, mijać kolejnych zawodników. Kilkadziesiąt metrów za mną trzyma się jeden z zawodników, w końcu na prostej dojeżdża. Zamieniamy kilka słów i mówi, że pewnie niedługo zaczną go łapać skurcze.  I rzeczywiście kilka kilometrów później zaczyna wypinać nogi, prostować się, zwalniać. 

W drugiej części maratonu scenariusz był jeden - na podjazdach odjeżdżałem mojej grupie, która następnie mijała mnie na zjazdach. Potem znowu ja łapałem ich i zostawiałem pod górę, a w dół oni przejeżdżali koło mnie. Przydawał się przyklejony na kierownicę, a nie ramę, profil trasy.

Po kilkunastu kilometrach szutrów znowu zaczęły się bardziej techniczne elementy - zjazdy i singiel po korzeniach i kamieniach. Na 50 km wjechaliśmy na niespełna 10-kilometrowy podjazd. Niezbyt stromy, gdzie z Ryszardem Żurowskim z Rybczyńskiego i jeszcze jednym zawodnikiem narzuciliśmy fajne tempo. Nawet zbyt fajne, bo na koniec podjazdu odcięło mi prąd. Zaraz potem był zjazd po dawnej sekcji DH. Przeze mnie prawie cały zjechany. Wolno, bo wolno, ale bez żadnych przygód. Tak jak wszystkie inne techniczne fragmenty tego maratonu. Bez upadku. Czyli czegoś się jednak przez ten rok od Jeleniej Góry nauczyłem.


Ostatnie 10 kilometrów? Trochę minut mi uciekło. Wokół nikogo nie było, jechałem wolno, dłużyło się, wypatrywałem mety. Jeszcze raz spotkałem mamę, która także zbliżała się już do końca swojego wyścigu.

Na mecie zgodnie stwierdziliśmy z tatą, że zjazdy niby były ciężkie, ale spokojnie szło omijać wszystkie kamienie, a nawet jak się na jakiś najechało, to dało się go przejechać. On oczywiście trochę szybciej niż ja. 

Kilka minut później przyjechała mama. Tak jak z reguły na jej dystansie mini trudności technicznych jest niewiele, tak tym razem na mini ultra było wszystko to, co ciężkie. Nasza trasa na mega miała po prostu dołożone szybkie, szutrowe fragmenty. 

Na koniec jeszcze trochę o jedzeniu. Na 70-kilometrową trasę wzięliśmy po 5 żeli, 3 batony, 2 fiolki z magnezem i ponad litr iso. Ja na ostatnim bufecie wziąłem jeszcze dolewkę do bidonu, który w całości wyzerowałem na podjeździe. W sumie, skoro już i tak stanąłem na tamtym bufecie, to mogłem napełnić też drugi bidon. A tak w końcówce trochę brakowało picia. Niczego za to nie brakowało w bufecie po zawodach - każdy dostawał dużą, podwójną porcję makaronu, ryżu lub naleśników.

Nasz najbliższy start to Bike Maraton w Obiszowie. W międzyczasie dwa tygodnie wakacji. Na rowerze oczywiście. 

Ultra Bike Maraton Szklarska Poręba

Jacek Torzewski - 61/ 10 M4 (Mega Ultra)
Sebastian Torzewski - 128/ 25 M2 (Mega Ultra)
Małgorzata Torzewska - 24/ 7 K4 (Mini Ultra)

zdjęcie główne: velonews.pl