piątek, 7 grudnia 2018

Co daje jazda rowerem przełajowym?



Kolarstwo przełajowe nie jest młodą dyscypliną. Pierwsze mistrzostwa Polski odbywały się w okresie międzywojennym i stanowiły wówczas pole do rywalizacji dla zawodników znanych z szos. Mimo że tradycja jest długa, cyclocross w wymiarze amatorskim trafił do Polski niedawno. Jego popularność jednak stale rośnie, czego efektem są chociażby odbywający się od tego sezonu w zachodniej części kraju cykl Scott Cyclocross Challenge, coraz większa frekwencja na Syrenka CX w Warszawie albo zachwycający Owocowy Przełaj w Laskowicach.

Kolejny rower? Ale po co?

Co takiego jest w przełaju? Wielu mówi, że kupując taki rower, zyskują coś pomiędzy góralem a szosą, przez co ten ostatni typ roweru staje się niepotrzebny. Bądźmy jednak szczerzy – na przełaju nigdy nie będzie w terenie tak szybko jak na góralu, ani na asfalcie tak szybko jak na szosie. Swoje największe zalety rower przełajowy pokazuje między październikiem a lutym. Wtedy, gdy jest zimno, mokro i szybko robi się ciemno. Wówczas warunki na przełaj są idealne. Bo na tym rowerze nie jeździ się przez dwie godziny. On nie służy do zimowego robienia kilometrów i budowania wytrzymałości. Jasne, możecie dzięki niemu na jednym treningu jeździć i w terenie, i na asfalcie. Ale nie na tym polega kolarstwo przełajowe. 

Kolarstwo przełajowe to na przykład jazda w piachu. I to nie przez 10 metrów, tylko siedem razy po 10 metrów, za każdym razem w tempie. To też jazda przez błoto albo między drzewami w parku. Właśnie, w parku. Dopiero mając ten rower, można zorientować się, ile przydatnych ćwiczeń możecie wykonać w osiedlowym parku. Slalom między rosnącymi choinkami, nawijki przy drzewach – jasne, każdy to potrafi. Ale nagle okazuje się, że zrobić to szybko, bez tracenia zbędnych sekund, nie jest tak łatwo. Kilka okrążeń po parku może dać ostro w kość, a wcale nie będzie wymagało odjeżdżania daleko od domu w zimnie i ciemności.

Siła w nogach? Nie wystarczy

Wpiszcie sobie kolarstwo przełajowe w Google i wejdźcie w grafikę. Z dwunastu pierwszych zdjęć, na pięciu zobaczycie zawodników biegnących z rowerem. Jeśli ktoś w jeździe na rowerze najbardziej lubi właśnie jeżdżenie, to z przełajem szybko się nie polubi. Bo kolarstwo przełajowe to też ciągłe zsiadanie z roweru. Kilka dynamicznych przebieżek i wskakiwanie na siodełko sprawią, że poczujecie zupełnie inne mięśnie niż na normalnym treningu, a tętno da o sobie znać. Ale gdy już wejdzie wam to w krew, to latem, gdy na maratonie akurat raz na 50 kilometrów trzeba będzie zejść z roweru i jakiś fragment pokonać biegiem, to jako wprawieni przełajowcy na pewno zrobicie to dużo szybciej niż „zwyczajni” maratończycy.

Właśnie. Maratony. Czy da się zrobić formę na następny sezon, jeżdżąc zimą krótko, ale intensywnie? Oczywiście swoje kilometry trzeba wyjeździć, ale coraz popularniejsza – zwłaszcza w krajach takich jak Polska, gdzie zimą amatorowi trudno jest wyjeżdżać na trening wieczorem po pracy – staje się periodyzacja odwrócona, czyli jazda na wysokiej intensywności, a małej objętości w pierwszych miesiącach treningów i zwiększenie objętości w późniejszym czasie. Może to być korzystne szczególnie dla tych, którzy jeżdżą już kilka lat i w poprzednich sezonach zdążyli wyrobić pewną bazę.
Nie dość, że jazda zimą będzie ciekawsza, to stały kontakt z terenem na rowerze przełajowym sprawi, że w marcu lub kwietniu, przymierzając się do pierwszych startów w mtb, będziecie zachwyceni swoim panowaniem nad rowerem górskim i pracą organizmu w terenie. – Wsiadłem po dłuższej przerwie na szosę i czucie roweru, dynamika, wytrzymałość na kwas mlekowy, w tym wszystkim różnica jest ogromna – napisał niedawno na swoim fanpage’u Jakub Najs, jeżdżący ostatnio w CST 7r MTB Team, mówiąc o pierwszych eksperymentach z przełajem. Cotygodniowe starty CX jako formę przygotowań do sezonu wybrał w tym roku też Piotr Rzeszutek, a od lat regularnie w tej odmianie kolarstwa pokazują się m.in. Andrzej Kaiser czy Michał Bogdziewicz. 

Czołgiem po lesie

Kilometry na przełaju lecą dużo wolniej. Czasem wydaje się wam, że w terenie jedziecie niezwykle szybko, a okazuje się, że na góralu nawet byście tej prędkości nie odczuli. Zresztą, zbyt wielu kilometrów nie zrobicie, bo porządne, przełajowe 25 kilometrów wystarczy. Potem w TrainingPeaksach czy innych Excelach wyjdzie wam, że w tym miesiącu kilometrów przejechaliście niewiele, ale noga wcale gorsza nie będzie.

Rower przełajowy jest na tyle sztywny i – mówiąc najogólniej – niekomfortowy, że po powrocie na górala będzie wam się wydawało, iż po wszystkich przeszkodach i nierównościach jedziecie czołgiem. Będziecie też znacznie silniejsi w górnych partiach ciała, bo przełaj przypomni wam, że jazda rowerem to nie tylko pedałowanie nogami. Dlatego też zamontowanie węższych opon w góralu nie da tych samych efektów. Inna geometra, inne tłumienie nawet przy sztywnym widelcu, prosta kierownica z łatwiejszym hamowaniem – to wszystko bardzo zmieni odbiór. Choć start na rowerze górskim jest możliwy nawet w niektórych kategoriach mistrzostw Polski w kolarstwie przełajowym, warto wyposażyć się w przełaja. Zwłaszcza, że daje on niesamowitą frajdę z jazdy – szczególnie tym, którzy uwielbiają dynamikę i agresywną walkę z teren i przeciwnikami.

Od listopada do stycznia zawody przełajowe odbywają się niemal co tydzień. Oprócz ścigania jest dużo okazji do porozmawiania, wymiany doświadczeń. Czy więc spędzenie dnia z ludźmi o tych samych pasjach i zainteresowaniach nie wydaje się świetną opcją na zimowe przedpołudnie?
Sebastian Torzewski