Kolarstwo przełajowe nie jest młodą dyscypliną. Pierwsze
mistrzostwa Polski odbywały się w okresie międzywojennym i stanowiły wówczas
pole do rywalizacji dla zawodników znanych z szos. Mimo że tradycja jest długa,
cyclocross w wymiarze amatorskim trafił do Polski niedawno. Jego popularność jednak stale rośnie, czego efektem są chociażby odbywający
się od tego sezonu w zachodniej części kraju cykl Scott Cyclocross Challenge,
coraz większa frekwencja na Syrenka CX w Warszawie albo zachwycający Owocowy Przełaj w Laskowicach.
Kolejny rower? Ale po co?
Co takiego jest w przełaju? Wielu mówi, że kupując taki
rower, zyskują coś pomiędzy góralem a szosą, przez co ten ostatni typ roweru
staje się niepotrzebny. Bądźmy jednak szczerzy – na przełaju nigdy nie będzie w terenie tak
szybko jak na góralu, ani na asfalcie tak szybko jak na szosie. Swoje największe zalety rower
przełajowy pokazuje między październikiem a lutym. Wtedy, gdy jest zimno, mokro
i szybko robi się ciemno. Wówczas warunki na przełaj są idealne. Bo na tym rowerze nie jeździ się przez dwie godziny. On nie służy do zimowego
robienia kilometrów i budowania wytrzymałości. Jasne, możecie dzięki niemu na
jednym treningu jeździć i w terenie, i na asfalcie. Ale nie na tym polega
kolarstwo przełajowe.
Kolarstwo przełajowe to na przykład jazda w piachu. I to nie
przez 10 metrów, tylko siedem razy po 10 metrów, za każdym razem w tempie. To
też jazda przez błoto albo między drzewami w parku. Właśnie, w parku. Dopiero
mając ten rower, można zorientować się, ile przydatnych ćwiczeń możecie wykonać
w osiedlowym parku. Slalom między rosnącymi choinkami, nawijki przy drzewach –
jasne, każdy to potrafi. Ale nagle okazuje się, że zrobić to szybko, bez tracenia
zbędnych sekund, nie jest tak łatwo. Kilka okrążeń po parku może dać ostro w
kość, a wcale nie będzie wymagało odjeżdżania daleko od domu w zimnie i
ciemności.
Siła w nogach? Nie wystarczy
Wpiszcie sobie kolarstwo przełajowe w Google i wejdźcie w
grafikę. Z dwunastu pierwszych zdjęć, na pięciu zobaczycie zawodników
biegnących z rowerem. Jeśli ktoś w jeździe na rowerze najbardziej lubi właśnie
jeżdżenie, to z przełajem szybko się nie polubi. Bo kolarstwo przełajowe to też
ciągłe zsiadanie z roweru. Kilka dynamicznych przebieżek i wskakiwanie na
siodełko sprawią, że poczujecie zupełnie inne mięśnie niż na normalnym
treningu, a tętno da o sobie znać. Ale gdy już wejdzie wam to w krew, to
latem, gdy na maratonie akurat raz na 50 kilometrów trzeba będzie zejść z roweru i jakiś
fragment pokonać biegiem, to jako wprawieni przełajowcy na pewno zrobicie to
dużo szybciej niż „zwyczajni” maratończycy.
Właśnie. Maratony. Czy da się zrobić formę na następny sezon,
jeżdżąc zimą krótko, ale intensywnie? Oczywiście swoje kilometry trzeba
wyjeździć, ale coraz popularniejsza – zwłaszcza w krajach takich jak Polska,
gdzie zimą amatorowi trudno jest wyjeżdżać na trening wieczorem po pracy –
staje się periodyzacja odwrócona, czyli jazda na wysokiej intensywności, a
małej objętości w pierwszych miesiącach treningów i zwiększenie objętości w
późniejszym czasie. Może to być korzystne szczególnie dla tych, którzy jeżdżą już kilka lat
i w poprzednich sezonach zdążyli wyrobić pewną bazę.
Nie dość, że jazda zimą będzie ciekawsza, to stały kontakt z
terenem na rowerze przełajowym sprawi, że w marcu lub kwietniu, przymierzając
się do pierwszych startów w mtb, będziecie zachwyceni swoim panowaniem nad rowerem
górskim i pracą organizmu w terenie. – Wsiadłem po dłuższej przerwie na szosę i
czucie roweru, dynamika, wytrzymałość na kwas mlekowy, w tym wszystkim różnica jest ogromna –
napisał niedawno na swoim fanpage’u Jakub Najs, jeżdżący ostatnio w CST 7r MTB
Team, mówiąc o pierwszych eksperymentach z przełajem. Cotygodniowe starty CX jako
formę przygotowań do sezonu wybrał w tym roku też Piotr Rzeszutek, a od lat
regularnie w tej odmianie kolarstwa pokazują się m.in. Andrzej Kaiser czy
Michał Bogdziewicz.
Czołgiem po lesie
Kilometry na przełaju lecą dużo wolniej. Czasem wydaje się
wam, że w terenie jedziecie niezwykle szybko, a okazuje się, że na góralu nawet
byście tej prędkości nie odczuli. Zresztą, zbyt wielu kilometrów nie zrobicie,
bo porządne, przełajowe 25 kilometrów wystarczy. Potem w TrainingPeaksach czy
innych Excelach wyjdzie wam, że w tym miesiącu kilometrów przejechaliście
niewiele, ale noga wcale gorsza nie będzie.
Rower przełajowy jest na tyle sztywny i – mówiąc najogólniej
– niekomfortowy, że po powrocie na górala będzie wam się wydawało, iż po
wszystkich przeszkodach i nierównościach jedziecie czołgiem. Będziecie też
znacznie silniejsi w górnych partiach ciała, bo przełaj przypomni wam, że jazda
rowerem to nie tylko pedałowanie nogami. Dlatego też zamontowanie węższych opon
w góralu nie da tych samych efektów. Inna geometra, inne tłumienie nawet przy
sztywnym widelcu, prosta kierownica z łatwiejszym hamowaniem – to wszystko
bardzo zmieni odbiór. Choć start na rowerze górskim jest możliwy nawet w
niektórych kategoriach mistrzostw Polski w kolarstwie przełajowym, warto
wyposażyć się w przełaja. Zwłaszcza, że daje on niesamowitą frajdę z jazdy – szczególnie
tym, którzy uwielbiają dynamikę i agresywną walkę z teren i przeciwnikami.
Od listopada do stycznia zawody przełajowe odbywają się niemal co tydzień. Oprócz ścigania jest dużo okazji do porozmawiania, wymiany doświadczeń. Czy więc spędzenie dnia z ludźmi o tych samych pasjach i zainteresowaniach nie wydaje się świetną opcją na zimowe przedpołudnie?
Sebastian Torzewski