sobota, 29 grudnia 2018

Kolarstwo na torze. I to żużlowym



Stadion z trybunami na kilkanaście tysięcy miejsc, włączone jupitery i najlepsi polscy zawodnicy w błotnej odmianie kolarstwa. Tak w skrócie można przedstawić dzisiejszy Nocny Wyścig Przełajowy Bike Leszno, który odbył się na torze żużlowym Unii i w jego okolicach.

Wyścig w Lesznie wpadł nam w oko w ubiegłym roku, a teraz nadarzyła się okazja, aby w nim wystartować. Magnesem jest niepowtarzalny klimat rywalizacji na słynnym stadionie Smoczyka, który wiele lat temu mieliśmy okazję odwiedzić jako kibice podczas żużlowych mistrzostw świata. Reszta trasy też jednak zapewnia atrakcje. 

Po starcie jechało się pełne okrążenie, wzbogacone o kilka nawijek i dwie sekcje z przeszkodami. Po wyjeździe ze stadionu trasa prowadziła nawrotami po trawie, następnie schodami na trybunę stadionu i koroną. Później wjeżdżało się w techniczny odcinek, gdzie nawijki zostały umieszczone na kilku stromych ściankach, po czym wracało się na stadion. 

Sebastian, jako że ma licencję cyklosport, dla której w tym sezonie nie ma już osobnych wyścigów, startował w wyścigu amatorów. – Start był w moim wykonaniu bardzo przeciętny. Już w trakcie pierwszego okrążenia uformowała mi się grupka ok. 5 osób. Większość wyścigu spędziłem na jej przedzie, jadąc bodajże na 17. miejscu w wyścigu. Chciałem zaatakować na wejściu w ostatnie, szóste okrążenie. Na piątym postanowiłem jednak przyspieszyć ten plan, ale - gdy zbierałem się do przyspieszenia – zawalony błotem łańcuch przeskoczył, z ataku nic nie wyszło i wjechałem w sekcję techniczną nieprzygotowany. Rywale to wykorzystali i odjechali, w dodatku akurat mocno się ściemniło i w okularach niewiele było widać, więc ostatnie kółko pojechałem już wolniej – mówi Sebastian, który ostatecznie uplasował się na 22. miejscu. 


W tym samym wyścigu jechała Gosia, debiutując na przełaju. – Na początku czułam się jak gwiazda stadionu, bo praktycznie jechałam sama. No cóż, start mi nie wyszedł i wszyscy szybko odjechali. Potem było już nieco lepiej, starałam się jak najpłynniej pokonywać trasę aż dojechałam do dziewczyny startującej chwilę wcześniej w gronie juniorek – mówi Gosia. Na metę wjechała jako druga ze startujących kobiet-amatorek, ale organizatorzy nie przewidzieli nagradzania pań. 


Jacek miał wystartować w gronie mastersów. No właśnie – miał, ale nie wystartował. Wytłumaczenie będzie dosyć długie – jako zawodnik z rocznika 74 znajdują się na skraju kategorii masters I i masters II. Ma 44 lata, ale zgodnie z regulaminem PZKol, w sezonie przełajowym liczony jest jako 45-latek (sezon kończy się w 2019 roku). My tego nie dopatrzyliśmy w regulaminie, miesiąc temu na Owocowym Przełaju nikt tego nie zweryfikował i Jacek został wyczytany i wystartował w młodszej kategorii. Dzisiaj okazało się, że powinien jechać w starszej. Niestety, okazało się to już po wystartowaniu kategorii, a organizator nie zgodził się, aby Jacek pojechał w wyścigu amatorów bez klasyfikowania go, więc pozostało mu zrobić kilka okrążeń w mocniejszym tempie w czasie przerw między wyścigami. Na szczęście jutro zawody Pucharu Polski we Włoszakowicach, więc wyjazd i tak nie pójdzie na marne.

Podoba Ci się to, co czytasz? Polub nasz fanpage!