czwartek, 2 maja 2019

W Trójmieście nigdy nie jest łatwo!

Trójmiasto zapewnia fantastyczne warunki do jazdy, a organizatorzy tacy jak Garmin MTB Series świetnie to wykorzystują. 750 metrów przewyższenia na dystansie 28 km, 1500 na dystansie 56 km. Długie kilometry singli, wymagające podjazdy i kilka ciekawych zjazdów. Tak to wyglądało w ostatnią niedzielę w Sopocie!


Wydawałoby się, że w końcówce kwietnia, tuż przed majówką, cieplejsze bluzy, czapeczki i rękawiczki można trzymać w szafie. Sopot przywitał nas jednak deszczem, który ustał dopiero kilkadziesiąt minut przed zawodami. Zdążyliśmy więc zapoznać się z trasą, która już od pierwszych metrów prowadziła wąska ścieżką w górę, przechodzącą później w singiel, a następnie w kolejny podjazd. Na takim pierwszym kilometrze Jacek dobrze się odnalazł, usadowił się około 20. pozycji i tak jechał dalej. Sebastian miał więcej problemów przy przepychaniu, ale i tak nie było najgorzej, gdyż jechał kilkanaście miejsc za Jackiem. Na dalszych kilometrach trasa prowadziła długim singlem, na którym można było jechać szybko, ale zarazem można było dużo tracić, za dużo hamując. Później było kilka sztywniejszych podjazdów po różnorodnej nawierzchni oraz kilka wydłużonych, na które wjeżdżało się po napędzeniu na dłuższym zjeździe. W jednym z takich miejsc Sebastian zdołał wykorzystać niezdecydowanie poprzedzającej go grupki i dojechać do niej, wraz z częścią zawodników jadących z nim dotychczas. Plasował się wówczas na 30. miejscu.

- Udało się dospawać, ale na kolejnych kilometrach, zwłaszcza na zjazdach, traciłem. Później odrabiałem, ale kosztowało mnie to za dużo siły - wyjaśnia Sebastian. Efekt był taki, że gdy już mocno zmęczony spojrzał na licznik, okazało się, że za nim dopiero 11 kilometrów. W grupie utrzymał się do jednego z trudniejszych podjazdów. Tam większość zawodników wchodziła z buta, również Sebastian i wówczas stawka się rozciągnęła.

Na kolejnych kilometrach trasa zrobiła się bardziej siłowa, a zjazdy były nieco trudniejsze. Sebastian zaczął tracić kolejne pozycje i dopiero później przypomniał sobie o piciu i jedzeniu. Tymczasem u Jacka pojawiły się problemy ze spadającym z przedniej zębatki łańcuchem. - Na pierwszym okrążeniu łańcuch spadł mi z osiem razy. W końcu uznałem, że szans na dobry wynik już nie ma i zacząłem jechać spokojniej, aby ograniczyć problemy z napędem - tłumaczy Jacek. 

W końcu, po kilku kilometrach drugiej pętli, dojechał do niego Sebastian. Początkowo nawet go wyprzedził, ale dokładnie w tym samym miejscu, gdzie zaczął tracić pozycje na pierwszym okrążeniu, tym razem zaczął również tracić dystans do Jacka. - Za późno przypomniałem sobie o jedzeniu i piciu, zmęczenie było coraz większe i popełniałem dużo błędów - wspomina Sebastian. Jacek już mu nie odjeżdżał, ale czekał w kontakcie wzrokowym. Kosztowało go to co prawda kilka pozycji, wówczas już i tak niewiele znaczących. 

- Tak się toczyłem do mety, co jakiś czas ktoś mnie wyprzedził, aż w końcu pomyślałem, że chyba jedziemy ostatni, bo przecież nie da się już jechać wolniej - mówi Sebastian. Oczywiście za nim i za Jackiem znajdowało się jeszcze wielu zawodników. Ostatecznie uplasowali się na 43 i 44. miejscu, czyli wyprzedzając jeszcze kilkadziesiąt osób i to wcale nie takich, które na rowerze jeżdżą weekendowo. Niemniej jednak, zdecydowanie lepsze wyniki były w zasięgu. Po przekroczeniu mety nie pozostało więc nic innego, jak od razu skierować się w kierunku bufetu i przez dobrych kilka minut wyjadać zapas drożdżówek, bananów i pomarańczy. 

Gdy chłopacy wjechali na metę, czekała tam już na nich żeńska część naszego teamu. Justyna po rozgrzewce chyba jako jedna z niewielu stwierdziła, że "w sumie to na pierwszych metrach nie jest tak trudno i pewnie dopiero potem się zaczyna". - Później w zasadzie się utwierdziłam, że im dalej, tym dla mnie trasa stawała się trudniejsza - tłumaczy Justyna. Mimo że trasa stawała się trudniejsza, to właśnie w drugiej części zawodów Justynie szło szczególnie dobrze. Najpierw zobaczyła przed sobą jedną zawodniczkę i po kilku chwilach wyprzedziła ją dzięki lepszemu wyjściu z podjazdu. Następnie zobaczyła jeszcze dwie, która prześcignęła szybciej wchodząc pod jedną z górek. Przed końcem wyścigu na zjeździe minęła jeszcze czwartą zawodniczkę. Dzięki temu uplasowała się na drugim miejscu w kategorii K2. - Byłam nawet zaskoczona tak dobrym miejscem - wspomina z uśmiechem. 

Podobne wrażenia z trasy jak pozostali członkowie zespołu miała Gosia. - Trasa była naprawdę ciężka, a kilometry wolno leciały - potwierdza opinie pozostałych. Gosia, która na trasie także powalczyła z kilkoma zawodniczkami, dojechała na piątym miejscu w kategorii K4.

28.04 - Garmin MTB Series - Sopot
Jacek Torzewski - 43 (15 M4)
Sebastian Torzewski - 44 (8 M2)
Justyna Wróblewska - 15 (2 K2)
Małgorzata Torzewska - 21 (4 K4)

fot. mat. organizatora