wtorek, 5 marca 2019

5 wniosków po zgrupowaniu w Chorwacji

Przełom lutego i marca spędziliśmy na zgrupowaniu w Chorwacji. Już trzeci rok z rzędu okolice popularnej latem miejscowości Trogir posłużyły nam do przygotowania dyspozycji na zbliżające się miesiące. Jakich pięć rzeczy zapamiętamy z tego wyjazdu?


1. Batony ryżowe według przepisu Arkadiusza Wojtasa świetnie się sprawdzają
Kilka tygodni temu wzięliśmy udział w szkoleniu z zakresu kolarskiej kuchni prowadzonym w Toruniu przez Arkadiusza Wojtasa, który obecnie pracuje w zawodowym teamie Bora Hansgrohe. Głównym elementem zajęć było przygotowanie batonów ryżowych wg podanego przepisu - na słodko lub na słono. Treningowa przekąska jest łatwa w przygotowaniu i od tego czasu stanowi nieodłączny element naszych dłuższych treningów. Dobrze sprawdziła się także w Chorwacji, do której nie musieliśmy zabierać zajmujących więcej miejsca i przede wszystkim droższych batonów ze sklepu, zastępując je właśnie batonami ryżowymi. Za kilka złotych można zapewnić pożywienie treningowe dla kilku osób na dwa-trzy dni. Jedyne co trzeba jeszcze dopracować to forma zapakowania batonów, bo odwinąć je ze sreberka w trakcie jazdy jest zwyczajnie trudno.

2. Nieosiągalny w domu spokój
Jacek jechał do Chorwacji krótko po uporaniu się z katarem, Sebastian jeszcze w drodze z Bydgoszczy miał podwyższoną temperaturę, a Justyna dopiero co pozbyła się bólu kolana. Na szczęście wszystkie dolegliwości dosyć szybko przeszły i mogliśmy w spokoju trenować. Słowo-klucz: "w spokoju". Biorąc urlop i wyjeżdżając daleko od domu można skupić się tylko na tym, aby jeździć, jeść i odpoczywać. Na podobną rzecz zwracał niedawno uwagę Maciej Jeziorski, który przyznawał, że w domu miałby duży problem, aby osiągnąć takie obciążenia treningowe jak na zgrupowaniu. I właśnie ta możliwość trenowania w spokoju, w odcięciu od innych bodźców, jest największą zaletą takich wyjazdów. Niezależnie, czy to wyjazd do Calpe, Trogiru czy na działkę pod miastem. Choć pewnie im dalej, tym łatwiej się wyłączyć. 

3. Chorwacja zimą to dużo fajniejsze miejsce niż latem
To nie jest wniosek z tegorocznego wyjazdu, ale za każdym razem się on potwierdza. Latem Chorwacja to jeden z najpopularniejszych kierunków turystycznych - plaże, wysoka temperatura i... tłumy odwiedzających. Niektórzy lubią wypoczywać w ten sposób, ale my - nie bardzo, pomijając już nawet to, że ostatnio na większość wyjazdów zabieramy rowery. W okresie zimowym Chorwacja to jednak zupełnie inny kraj. Nie ma co ukrywać - nadal jest drogo (chleb, opakowanie żółtego sera i pomidor kosztują łącznie 19 zł), a przy ulicach widać ogromny bałagan, ale za to jest pusto. Wąskie uliczki, przez które latem trudno byłoby się przedostać, nabierają bardziej przyjaznego charakteru, można się wyciszyć i w spokoju jeździć na rowerze. Kierowcy w pierwszej chwili wydają się wariatami drogowymi, ale po kilku dniach można poczuć się w ich towarzystwie zdecydowanie bezpieczniej niż w Polsce.

Chcesz przeczytać więcej o trenowaniu w Chorwacji? Ten wpis ma już dwa lata, ale nadal jest aktualny. ZOBACZ.

4. Szosa z tarczówkami to byłoby coś
Hamulce tarczowe w szosie to temat nadal dosyć kontrowersyjny, choć w ofertach czołowych producentów jest coraz więcej takich modeli. My akurat należymy do tej grupy osób, które chętnie zamieniłyby tradycyjne hamulce na tarczowe. Takie myślenie uaktywnia się właśnie podczas wyjazdów, kiedy mamy do czynienia z dłuższymi lub bardziej krętymi zjazdami. Siła i precyzja hamowania w tarczówkach to inna bajka, o czym przekonujemy się po przesiadce z przełaja na szosę. Wtedy już przy pierwszym skrzyżowaniu pojawia się myśl: "Ej, to nie hamuje".

5. Nie ma to jak ściganie z nieznajomymi
Pewnie znacie to uczucie. Mijacie kogoś, machacie sobie wzajemnie, po czym on - do tej pory jadący dużo wolniej - siada na koło i nie odpuszcza. Takie sytuacje zawsze dają dodatkowy zastrzyk adrenaliny. Również, gdy dzieją się daleko od domu, gdzie chwilowego towarzysza treningu widzi się prawdopodobnie raz w życiu. Co prawda założenia treningowe często idą wtedy w zapomnienie, ale czy jest coś fajniejszego niż kilka kilometrów w prędkości z "czwórką lub piątką z przodu", krótkie zmiany i dociskanie na podjazdach? No niewiele jest takich rzeczy!