poniedziałek, 23 października 2017

Relacja: Agrolok MTB Maraton Golub-Dobrzyń

fot. Marcin Krasowski
W niedzielę, 15 października pojechaliśmy do Golubia-Dobrzynia na Agrolok MTB Maraton. Startowaliśmy z nadziejami na fajny maraton i dobre wyniki. Ubiegłoroczna edycja, choć pojawiły się niedociągnięcia, pozwalała wierzyć, że tak właśnie będzie. 


Chcesz być na bieżąco z naszymi wynikami, opiniami i testami? Polub nasz fanpage!       

Start zaplanowano na godz. 10:30, więc o 8:30 zameldowaliśmy się w biurze zawodów. Wysłani do kolejki do opłacenia startu po kilku minutach dowiedzieliśmy się, że zapłacić jednak nie możemy, bo brakuje numerów startowych. Organizator zapewnił je tylko tym, którzy opłacili start, mimo że zdecydowana większość zarejestrowała się z zamiarem płacenia w dniu zawodów tak jak rok temu. To było pierwsze zamieszanie, ale na szczęście udało się po kilkunastu minutach zapłacić, wypisać zgłoszenie jeszcze raz i odebrać numer. Ci którzy przyjechali później mieli nieco gorzej, bo kolejka ciągnęła się przez połowę dużej sali gimnastycznej. Ostatecznie niektórzy jechali np. na numer kolegi, który zapłacił, ale w końcu nie dojechał, a inni przychodzili z pytaniem, czy może nie mamy numeru z Mazovii, bo z takimi też ostatecznie można było startować.

My na szczęście nie musieliśmy szukać sobie numerów, więc można było skupić się na rozpoznaniu trasy. Niestety, na pierwszych metrach brakowało jakichkolwiek strzałek. W zeszłym roku kilku zawodników z czołówki dystansu giga skręciło w pierwszą w prawo, a nie w drugą, ale nie skłoniło to organizatorów do zamontowania tym razem oznaczeń. Te pojawiły się za to na singlu, ale prowadząc w drugą stronę niż w ubiegłym roku. Wynikało z nich, że zaraz po starcie będzie się wjeżdżać w wąską ścieżkę. Zapytaliśmy w biurze zawodów, czy jest ktoś, kto powie, jak prowadzi trasa. "Ja nie wiem" - odpowiadało kilka osób. W końcu złapaliśmy motocyklistę, który miał prowadzić jeden z dystansów. - "Początek jest taki jak w zeszłym roku" - mówi, a po chwili dodaje. - "Nie patrzcie w ogóle na strzałki". Zapowiadało się więc obiecująco. 


Wszyscy tego dnia jechaliśmy na dystansie mega. Najlepiej z nas wystartował Jacek, który załapał się do pierwszej grupy, po chwili dołączył do niego Bartek, a następnie próbował Sebastian. Tempo nadawane przez Michała Górniaka czy Szymona Matuszaka z grupy Rybczyński Remmers było naprawdę mocne (najszybszy początek ze wszystkich dystansów), ale na asfaltowym podjeździe po kilku kilometrach czołówka zdecydowanie zwolniła i wtedy Sebastianowi wraz z Maciejem Górskim (Lew Lębork) i dwoma innymi zawodnikami udało się doskoczyć. Nie na długo jednak, bo po chwili nastąpił skręt w prawo w teren leśny, a tam była głębsza kałuża. Zakopał się w niej... jadący obok zawodników quad. Pojazd zgasł powodując niemałe zamieszanie i stawka znowu się rozjechała. Ostatecznie pierwsza szóstka odjechała, Jacek jechał siódmy, a następnie Sebastian, Maciej Górski, Paweł Rudziński (Twister Team) i Bartek, który potem trochę odjechał od tej grupy, ale następnie został za nią.


O trasie można mówić w samych superlatywach. Było wiele miejsc, gdzie warto było spróbować odjazdu - sztywniejsze lub mniej strome, ale wietrzne podjazdy, singiel, dużo błota, fragmenty po namokłej trawie. Dlatego też średnie naszej trójki oscylowały w rejonie 23 km/h. Szkoda tylko, że w końcówce nie było wspomnianego już singla. Zastrzeżenia mieliśmy do oznaczenia. Strzałki z daleka były dosyć nieczytelne, a panowie z policji - co zgłaszało wielu zawodników - kierowali ruchem samochodów, ale nie było ich już stać, aby wskazać ręką, gdzie mamy jechać. Do tego w jednym miejscu na trasie pojawiła się strzałka identyczna jak z oznaczeniem zakrętu, ale pod nią był niewielki napis "Wjazd do szkoły"...

Ostatecznie Jacek wjechał na metę siódmy, dwie minuty za nim dziesiąty Sebastian, a po kolejnych 90 sekundach jedenasty Bartek. Dodatkowo Jacek i Sebastian wygrali w swoich kategoriach wiekowych.

Gdzie trenować zimą? Polecamy Chorwację!

Gosi poświęcimy osobny akapit. Start na dystansie mega to dla niej zawsze spore wyzwanie, tym bardziej w tak trudnym terenie jak w Golubiu-Dobrzyniu. Poradziła sobie jednak dobrze, choć kilka razy utknęła w błocie. Na mecie zameldowała się na czwartym miejscu wśród kobiet i drugim w kategorii. Patrząc, kto był przed nią, można spokojnie stwierdzić, że był to najlepszy możliwy wynik na tę chwilę. Choć przez moment wydawało się, że na metę wjechała... przed Jackiem.

"Zawodnik z numerem 84 proszony jest o podejście do namiotu STS-u" - ogłosił w pewnym momencie spiker. Gosi jeszcze nie widzieliśmy na mecie,więc poszliśmy to wyjaśnić. Pan od wyników oświadczył, że wjechała jako piąta open. I to był początek zamieszania z wynikami. Gosia po kilku minutach rzeczywiście dojechała do mety i jej chip został zarejestrowany na właściwej lokacie, ale potem okazało się, że na wynikach nie ma też m.in. Sebastiana, Bartka czy Macieja Górskiego. Jeszcze większe zamieszanie z wynikami towarzyszyło wyścigowi dzieci.

Na dekorację trzeba było czekać aż do 17. Na pytanie dlaczego, jedna z pań z biura zawodów rzuciła ponoć tylko prześmiewcze "Bo niektórzy poszli zwiedzać zamek". Skoro już tyle czekaliśmy na dekorację, to warto, aby wszystko się na niej zgadzało. Tymczasem w jednej z kategorii pominięto drugiego zawodnika, bo "nie miał międzyczasów", choć wiadomo było, że przejechał cały dystans. Zamiast odnotowanych w regulaminie pucharów były medale (za drugie miejsce identyczne jak za ukończenie wyścigu). Potem było losowanie bonów, ale nie standardowo wg numerów startowych, ale wg zajętych miejsc, więc zrodziły się kolejne pytania typu "Ale to ja byłem 64, a pan wyczytał kogoś innego". Generalnie jedno wielkie zamieszanie. Wiele problemów można byłoby zaakceptować, gdyby nie podejście osób funkcyjnych w stylu "Ale czego pan ode mnie chce" zamiast "Rozwiążmy jakoś ten problem".




Żeby nie było tylko negatywnie. Trasa była naprawdę fajna. Baza zawodów w hali OSiR-u z dostępem do zadbanych łazienek, szatni czy hali sportowej to też plus. No i brawo za reakcje po zawodach. Zawodnicy, którzy zgłaszali do OSiR-u nieporozumienia w kwestii wyników czy nagród, spotkali się z szybką i - co najważniejsze - zadowalająca odpowiedzią.

Ranking (w skali 1-6)
Zamieszanie w czasie maratonu -🌟🌟- praktycznie każdemu kolejnemu punktowi imprezy towarzyszyło zamieszanie, które w dodatku trudno było rozwiązać. Moglibyśmy osobno ocenić i biuro zawodów, i oznaczenie, i dekoracje, i podejście organizatorów. Ale zbieramy to w jeden punkt. I dajemy dwie gwiazdki.

Trasa - 🌟🌟🌟🌟- Gdy już można było wsiąść na rower i było wiadomo, którędy jechać, to było naprawdę fajnie. Dużo błota, podjazdów, zjazdów. Trasa na dystansach mega i giga była na tyle selektywna, że nie można było raczej mówić o przypadku w wynikach.

Agrolok Golub-Dobrzyń MTB Maraton
Jacek Torzewski - 7 open, 1 M4 (Mega)
Sebastian Torzewski - 10 open, 1 M1 (Mega)
Bartosz Witoński - 11 open, 6 M2 (Mega)
Małgorzata Torzewska - 4 open, 2 K4 (Mega)

fot. UM Golubia-Dobrzynia, Marcin Krasowski, Rowerowy Grudziądz.